Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 10 kwietnia 2016

10 kwietnia 2010 roku

10 kwietnia 2010 roku to była ciepła słoneczna sobota. Oczywiście po śniadaniu wyszłam do ogrodu, żeby wykorzystać dzień wolny od pracy. Akurat uskuteczniałam jakąś dietę i wróciłam do domu żeby zrobić sobie kanapkę...mąż oznajmił, że właśnie podają w telewizji tragiczną wiadomość Spadł samolot prezydencki wiozący delegację na uroczystości do Katynia! Z ust wyrwało mi się ... no to mają z głowy~! a serce przepełnił ogromny żal. Wróciłam do ogrodu, bo wolałam być sama łzy zalewały mi oczy, wzięłam ze sobą radio i szukałam stacji, która informowała o tragedii...oczywiście RMF ...
Były informacje, że ktoś przeżył, nawet przez jakiś czas, że dwie osoby więc słuchałam, słuchałam i płakałam... Co było dalej wszyscy wiemy i nie chcę tu głosić żadnych teorii własnych ani niczyich, ale mam nadzieję że kiedyś wszystko się wyjaśni. Straciłam swojego Prezydenta!
W Warszawie nie  byłam ale w Krakowie paliliśmy znicze pod Krzyżem Katyńskim. To miejsce ma takie znaczenie jak Krakowskie Przedmieście w stolicy. Tu spotkaliśmy się 10 kwietnia 2010 r. i spotykają się Krakowianie po każdej miesięcznicy.







Potem co było to też wiemy, ale najważniejsze że pogrzeb doszedł do skutku 18 kwietnia 2010 r. w Bazylice Mariackiej, a pochowano Parę Prezydencką na Wawelu.  Oczywiście w tym dniu byłam w Krakowie, prawie cały dzień bo komunikacja nie działała więc trzeba było przejść na nogach kawał drogi. Przybywałam od strony gdzie jest lotnisko to ta część Krakowa była zamknięta dla komunikacji, stąd jechały trumny i oficjalni goście. Po drodze miałam okazję stojąc koło Filharmonii widzieć przybywające trumny. Co prawda miałam wejściówki do Rynku, ale było już późno żeby przejść przez bramkę więc zajęłam miejsce na skrzyżowaniu ul. Grodzkiej i Franciszkańskiej i tam spędziłam 4 godziny w przemiłym towarzystwie sympatyków śp. Prezydenta. Widzieliśmy z bliska kondukt, który zmierzał na Wawel. 
A teraz kilka zdjęć, które przysłała mi sympatyczna towarzyszka, bo mój aparat się rozładował i byłam zrozpaczona.

Tak przybrał się Kraków na ten dzień!


















Bilet wstępu obowiązywał tutaj! czyli w Rynku





ale większość oblegała przyległe ulice, wzdłuż których ustawione były barierki




nasz osobisty BORowik!



 a to ja i moje wspaniałe towarzystwo



Dbali o nas dostarczając nam wodę mineralną



na przeciwko było biuro prasowe





Sporo osób towarzyszyło Parze Prezydenckiej do końca, bo po paru godzinach wpuszczano do krypty, którą wcześniej odwiedził Prezydent Gruzji  Micheil Saakaszwili lecąc z USA przez Rzym...nie przeszkodził mu pył wulkaniczny.






A tak było po dwóch latach!






To mój wkład w dzisiejszy dzień!