Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 8 grudnia 2016

Mój pasztet!

Co jakiś czas robię pasztet na święta. Oczywiście w ilościach hurtowych, bo jest z tym trochę zabawy, szczególnie mielenie przez gęste sitko. A mieli się przynajmniej dwa razy. Do pasztetu można wmielić wszystko i tak też pewnie rozumują wszyscy, ale każdy co innego ma na myśli😊😊
Ja najczęściej mieszam wieprzowinę, wołowinę i indyka z dodatkiem oczywiście wątróbki. Marzeniem jest dodać kawałek dziczyzny, ale ostatnio miewam jej mniej. Tym razem od zaprzyjaźnionego myśliwego dostałam szyję rogacza, która uszlachetni mój pasztet. Dostałam jeszcze łopatkę, ale tego szkoda do pasztetu😊. Tym razem zrezygnowałam z indyka. Zatem bez podawania gramatury ugotowałam w szybkowarze na dwie raty, bo mięs sporo: podgardle, wieprzowe fragmenty z łopatki, pręgę wołową i wymienioną już szyję, Mięsa było na oko ok 4 kg wliczając kości szyi. Dodałam 1 marchewkę, 1 pietruszkę i kawałek selera, kilka grzybków, parę ziarenek ziela angielskiego, 2 liście laurowe vel bobkowe, sól, pieprz w ziarenkach, parę kulek jałowca


Po ugotowaniu do miękkości, sygnałem że mięso się ugotowało może być moment kiedy mięso odchodzi od kości. Odcedzamy i mielimy przez gęste sitko (makowe) przynajmniej dwa razy. Idealnie byłoby trzy, ale każde następne jest trudniejsze, bo przepychanie do otworu zmielonego mięsa jest trudne. Ja nie daję żadnych bułek do pasztetu dlatego pozwalam sobie na zakończenie mielenia przepuścić kawałeczek bułki😊



W międzyczasie na patelni podsmażam 1 cebulę i parę wątróbek tutaj indyczych, ale może być każda. Wątroby jest niedużo na te moje 3,5 kg czystego mięsa ok. 10 % wagi. Wątrobę podduszam do utraty krwi 😊 następnie mielę (razem z cebulką) też dwa razy.


Teraz najmilsza część pracy do dużego garnka wsypuję mięso i dodaję całe jajka. Ja dałam 8 szt. ścieram na tarce gałkę muszkatołową, przeciskam przez praskę ząbki czosnku (wg uznania), ja dałam kilka różnej wielkości. Teraz wszystko intensywnie trzeba wyrobić, wymieszać. Najpierw robię to drewnianą łyżką, a potem mikserem z hakami!




Pasztet piekę od jakiegoś czasu w foremkach aluminiowych (kiedyś w keksówkach) , Odrobinę  je natłuściłam smalcem gęsim i pokroiłam cieniutko boczek układając na wierzchu.


i do piekarnika. Na blaszce ułożyłam wszystkie pasztety podlałam na blaszkę wodą i nakryłam folią aluminiową (w miarę szczelnie). Piekłam w temperaturze 180 st (z nawiewem) 1,5 godziny.



A to już produkt finalny!

Był czas że wymyślałam wersje niskotłuszczowe, ale pasztet musi mieć tłuszcz, bo inaczej jest suchy, rozpada się i jest niesmaczny. Zawsze w zamrażalniku mam kawałki pasztetu, które można jeść do chleba, ale i wersję obiadową, którą wymyślił mój mąż. Jak swego czasu pracował w Irlandii i od czasu do czasu bywał w domu piekłam mu kilka foremek pasztetu. Wtedy zaczęłam piec pasztety bez bułki, bo po co miał wozić bułę taki kawał drogi   😊😊 Gotował makaron kruszył pasztet, odrobinę pesto (też z domu) i na to ser żółty. To był obiad domowy! Polecam czasem powtarzamy go w domu!

Smacznego!

1 komentarz: