Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 4 czerwca 2018

Moje sztuczne lęgi...niepowodzenia!

Ochłonęłam i przyszedł czas na refleksje na temat klujnika, jajek i wszelkich doświadczeń zdobywanych przeze mnie.  W ostatnim poście pokazałam zakupioną machinę do wylęgu jajek, która  nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Przez 21 dni opiekowałam się całą maszynerią, chuchałam, dmuchałam a po 21 dniach spotkał mnie ogromny zawód. Na 40 zakupionych jaj niby u sprawdzonego przez znajomych sprzedawcy wylęgło się w sumie 5 kurczątek, ale z tego 3 przeżyły. Maszyneria czyli pełny automat miała niby wszystko robić za mnie, ale oprócz zalet ma ogromne wady. Dwa kurczątka wylęgły się na tacę która obracała jajkami, ale ruchliwe maleństwa wpadły pod nią i nie były w stanie stamtąd się wydostać i nie wiem utopiły się czy udusiły. Trzy akurat kontrolowałam i pomogłam im wyciągając wcześniej. Po całym zajściu dowiedziałam się że trzy dni przed końcem należy wyjąć tacę i jajka ułożyć na siatce dołączonej do klujnika w celu klucia większej liczby jaj. Uzbierałam 10 jajek z kurnika kochinowego, ale jest tam zwykła kurka towarówka i kochinka, więc jajka są od obydwu kurek i koguta kochinowego. Przy okazji okaże się ile wart jest kogut (rosołek)? I próbę podjęłam jeszcze jedną! Musiałam! bo kupiłam cały 25 kg wór mieszanki startowej dla kurcząt to ktoś to musi zjeść.






Wykluły się 2 maransy i 1 australorp, przypuszczalnie 1 kurka i 2 kogutki ale to się okaże, bo i klucie i rozpoznanie to mój debiut.

Jajka nie wszystkie były zalężone bo po 22 dniach spławiałam je w temperaturze ok. 40 st i te które spadły na dół wynosiłam na kompost, ale torba pękła i jaja się rozbiły. Większość to były nie zalężone jajka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz